środa, 1 października 2014

Lucy.


TYTUŁ ORYGINALNY: LUCY
 REŻYSERIA: LUC BESSON
 SCENARIUSZ: LUC BESSON
 PRODUKCJA: FRANCJA
 GATUNEK: SCIENCE-FICTION
 CZAS TRWANIA: 1h 30min
 PREMIERA W POLSCE: 14 VIII 2014

Na wstępie powiem, że jest to film dość nietypowy, składa się na niego kilka, zupełnie niepasujących do siebie czynników. Po pierwsze: pomysł. Jak dla mnie super ciekawy, mianowicie: co by było, gdyby człowiek w pełni wykorzystywał swój mózg. Pomyślcie tylko, ile możemy używając jedynie 10% tego narządu, a 100% ?! Telepatia, telekineza, teleportacja. To wszystko byłoby możliwe... A w tym filmie to staje się możliwe...

Główną bohaterką jest (jak się można z resztą domyślić) Lucy, którą gra Scarlett Johansson. Poznajemy ją jako mieszkającą na Tajwanie studentkę, która zostaje zmuszona przez swojego chłopaka do dostarczenia pewnej walizki tajemniczemu panu Jangowi. Wkrótce okazuje się, że pan Jang jest przemytnikiem narkotyków, w walizce znajduje się bardzo silny narkotyk, a ona staje się jego ofiarą. Do jej jelita zostaje wszczepiona paczuszka z owym narkotykiem, który w skutek nieszczęśliwego wypadku pęka i zamienia Lucy w istotę o nadprzyrodzonych zdolnościach. Z każdą minutą zaczyna używać coraz większej części swojego mózgu, co zmienia nie tylko jej organizm, ale także sposób postrzegania świata. Jej zmysły zostają wyostrzone, opanowuje umiejętność kontrolowania materii, a także czytania w ludzkich myślach i wspomnieniach.


Wracając ... Nie można odmówić temu filmowi pomysłu, gdyż jest naprawdę fascynujący. Ale przecież film to nie tylko pomysł. Akcja. Zdecydowanie jest, ale średnio interesująca. Nie wciąga, nie zajmuje umysłu przez kolejny tydzień, ani nie powoduje pojawienia się specyficznej miny na twarzy. Fabuła. Zwiastun zdecydowanie zachęca, ale co dalej? Początek okej, ale z każdą minutą, robi się coraz dziwniej i ma się to specyficzne poczucie zdezorientowania i niewiedzy. Aktorzy. Nie mam zarzutów. Bardzo lubię Morgana Freemana, który tym razem wcielił się w postać doktora neurobiologii, a Scarlett Johansson .. nie jest to zła rola, ale także nie oscarowa. Myślę, że po prostu sama postać Lucy nie jest zachwycająca, także zagrała tą postać najlepiej jak mogła. Efekty specjalne? Nie licząc pościgów, które teraz pojawiają się w prawie każdym filmie akcji, to ich nie ma. Muzyka? Nic specjalnego.

Jeśli chodzi o przesłanie i cel zrobienia tego filmu, to jeśli dobrze zrozumiałam (a tu mam duże wątpliwości) chodzi o sens życia. Według twórców "Lucy" najważniejszy jest czas. Powinniśmy go doceniać i nie marnować. Żyć pełnią życia i korzystać z niego jak tylko się da. Niby morał jest oczywisty, ale przedstawiony w tak okrężny sposób, że gdyby nie ostatnie 20 minut, to trudno byłoby to określić.

Moja ocena: 4/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz